To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi - mówi ks. Krzysztof Kralka.
- Nadzieja to postawa duchowa chrześcijanina, który oczekuje szczęścia w niebie. Dlaczego zatem tu, na ziemi, tak łatwo tracimy nadzieję?
- To bardzo częste, sama przeszłam przez ten ciemny tunel.
- Z drugiej strony ten cierpiący też nie ma słów, żeby opowiedzieć o tym piekle duszy, gdy boli. Pamiętam, że gdy opuścił mnie mój mąż, ataki paniki były tak silne, że nie mogłam prowadzić samochodu. Musiałam przystawać na poboczu i na nowo uczyć się oddychać. Myślałam, że umieram.
- Czy zatem młody człowiek dziś cierpi, bo nie rozumie siebie?
Z tego bardzo często rodzi się depresja, człowiek wpada w ciemność, nie widzi sensu swego życia. Próbuje to zwalczać tabletkami, ale tabletka działa krótko. Ciemność zostaje.
W to ponure miejsce może wejść Bóg. W swoim życiu doświadczyłem wielu sytuacji, w których człowiek będący w głębokiej depresji, słysząc ode mnie kerygmat, zapraszał do swojego serca Jezusa – Światłość świata (por. J 8, 12). Światło, które jest największe i ponad nim nie ma żadnego innego. Widziałem wielokrotnie, że chorzy zdrowieli, depresja znikała, a potem psycholog czy psychiatra pytał: „Co ksiądz zrobił, że tak szybko ustąpiła choroba?”.
- Jak ksiądz to wyjaśniał?
Oczywiście w chwilach zwątpienia, słabości będziemy mogli wyciszyć się i usłyszeć Boga.
- Jak zaczyna się nawrócenie?
- Czy zawsze ksiądz czuł Bożą armię za sobą?
- Skoro to takie piękne odczucie, oczyszczające, uspokajające, to dlaczego ludzie nie chcą poznać Boga? Dlaczego nie chcą odzyskać nadziei?
To jest dzisiaj naglące wezwanie, abyśmy w Kościele zajęli się bardzo mocno przeprowadzaniem ludzi. Mówiliśmy o tym więcej przy okazji rozmów o wierze, ale przypomnijmy: musimy zacząć od głoszenia żywego Boga. Wytrącania ludzi z pobożności, która jest tylko martwą tradycją, i prowadzenia do takiej wiary osobistej, która jest rozmową z Bogiem jak z najwspanialszym przyjacielem. Istnieje zasadnicza różnica między człowiekiem, który odruchowo przychodzi do kościoła, i tym, który poznał Boga, doświadczył Go osobiście, a także żyje z Nim, wierząc.
- Myślę, że ci „martwi w wierze” ludzie, o których ksiądz mówi, też zadają sobie pytanie, czy Bóg ich kocha. I jakoś Go odczuwają.
- Często doświadczamy żywego Boga w skrajnych sytuacjach. Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, dotyka nas cierpienie. Wtedy gdy nikogo nie ma obok nas, a jest tylko Bóg.
Oczywiście Bóg też wykorzystuje takie sytuacje, aby człowiek mógł doświadczyć Jego opieki i błogosławieństwa. Ale przede wszystkim zaprasza nas do tego, żebyśmy żyli z Nim w zwykłej codzienności. Zwróć uwagę, przechodzi nam koło nosa tyle fantastycznych doświadczeń Bożego prowadzenia, Bożej obecności, Bożych słów, Bożych natchnień, dlatego że bardziej koncentrujemy się na swoich możliwościach. Często jest tak, że to zbytnie skoncentrowanie się na swoich siłach, zbytnia wiara w siebie doprowadza nas do tych tragedii. Wielu z nich uniknęlibyśmy, gdyby nasze życie było zanurzone w Bogu. Co ksiądz mówi takim ludziom, którzy dotknęli dna nieszczęścia?
Pytam ich zazwyczaj, czy chcą poprosić Boga o pomoc. Czy Go potrzebują. Bo zdarza się tak, że człowiek nawet w głębokim cierpieniu, w bezsilności mówi wprost, że Boga nie chce.
Oczywiście takim dobrym gruntem głoszenia Ewangelii jest to, gdy w człowieku rodzą się pytania. I my wskazujemy na Jezusa, który odpowiada na te pytania. Często ludzie wcale nie pytają. To jest wtedy największe wyzwanie do opowiadania o Nim. Liczy się forma i treść. Wtedy najczęściej głosimy miłosierdzie Boże, opowiadając o sobie, o tym, jak nas Bóg uratował z opresji, wyrwał z ciemności. Często mówię moje świadectwo, przykład trudności, w których się znalazłem, i tego, jak Bóg mnie znalazł. W przypadkach trudnych, braku nadziei, ogarniających ciemności, śmierci duszy i smutku mówię: „Wyciągnij do Niego rękę, nic nie tracisz. Poczuj, poznaj. Daj się uwieść. Usłysz coś więcej niż samego siebie. Zobacz. Dotknij. Nic nie tracisz, bo Bóg nic nie zabiera. Nie chce wchodzić na siłę do naszego życia”. To właśnie świadectwo jest dziś takim kluczem, które otwiera drzwi do serc.
W wierze, głoszeniu Ewangelii, bardzo potrzebujemy mówić o Bogu, którego my doświadczamy. Wiele jest przykładów świadectw nawróceń, wyrwania z okrutnych zniewoleń zarówno ciała, jak i ducha, powrotów do Boga po dziesiątkach lat spędzonych bez Niego. To piękne! Ludzie dziś nie potrzebują nauczycieli, tylko świadków, którzy to przeżyli i proponują Boga nie dlatego, że tak trzeba, bo są księżmi, katechetami, zakonnikami, tylko dlatego, że naprawdę Go spotkali. Najwięcej osób nawraca się właśnie przez liczne świadectwa wielu chrześcijan. Mówią oni: „Tak, znajdowałem się w takiej sytuacji jak ty. Tak, byłem nawet w gorszej, ale wtedy na mojej drodze stanął Bóg, któremu zawierzyłem, którego poprosiłem o pomoc, i zobacz – to, kim jestem teraz, jest owocem. Jasne, to trudne, przeżywałem cierpienie, ale inaczej. Bo stał obok mnie Bóg”.
- W sytuacji granicznej szukanie odpowiedzi jest prostsze. Po prostu nie mamy wyjścia. Ale jak znaleźć Boga i iść z nim przez świat, który kusi nie duchowością, ale zmysłowym pięknem?
- Czy trzeba być bardzo uważnym w swoim życiu, żeby Go usłyszeć?
Może przedstawiać się człowiekowi jako Bóg, jako anioł, jako dobry przewodnik… I tu potrzebujemy Kościoła, żeby zapytać, czy to, czego doświadczam, to, co słyszę, to, w co chcę wierzyć, jest dobre. Kościół jest w tych sprawach ostrożny, zawsze odkłada wszystko w czasie, przez lata sprawdza poszczególne przypadki, prosi, żeby nie działać pochopnie. Ma dwa tysiące lat Tradycji, a w swoich szeregach wielu ludzi świętych, którzy doświadczali Boga, byli mistykami, przeżyli wiele pomyłek, porażek, wyciągnęli dobre wnioski. Ten Kościół daje nam bogactwo prawdy. Właśnie w nim mogę poznać, czy prowadzi mnie duch Boży. I jeżeli chcesz, żeby w twoim życiu był Bóg, prowadził cię, był z tobą – doświadczaj Go w Kościele, bo naprawdę możesz zbłądzić, a cała historia może mieć złe zakończenie. Pozwól się obiektywizować w świetle kościelnego rozpoznania
- A czy ksiądz miał takie historie? Zwodnicze działanie demona pod postacią ducha światła?
Doświadczałem wielu pokus, żeby być nieposłusznym przełożonym, żeby zrobić coś po swojemu. Bo mój pomysł jest lepszy, bo zwierzchnik mnie nie rozumie. Czasami kładziemy na szali nasze wiary i stwierdzamy, że nasza jest większa, więc nie posłuchamy tego, kto coś nam każe, bo jego wiara jest taka sobie, słabsza.
Były takie momenty, w których takim pokusom uległem. Bo przecież wiem lepiej. Myślałem sobie wtedy, że nie będę posłuszny, bo ja słyszę Pana Boga, mam charyzmaty, tylu ludziom pomogłem. Zawsze trzeba bardzo uważać. Pierwsze rozeznanie polega na tym, aby pojawiającą się myśl lub intuicję sprawdzić (bardziej fachowo – rozeznać ją) pod kątem mojego powołania. Czy przypadkiem nie sprzeciwia się temu, co robię lub kim jestem.
Przykład: kobieta mająca męża i dzieci usłyszy natchnienie – zostaw wszystko, módl się teraz cały dzień w kościele. Na pierwszy rzut oka to piękne wezwanie do modlitwy, jeśli dodatkowo ma zapał, pragnienia, towarzyszy temu uniesienie, to przecież Bóg mówi, zaprasza… Trzeba jednak uważać. Pierwotne powołanie to mąż, dom i dzieci. Nie wolno tego zaniedbywać. Bóg jest wierny, gdy przychodzi ze swoimi zaproszeniami,przychodzi w nasze bardzo konkretne powołanie. Nie powoła męża, głowy rodziny do tego, żeby został księdzem.
- Jak rozeznawać w takim razie, co jest Boże?
- Co jeszcze pomaga nam w rozeznaniu?
Poza tym modlitwa jest spotkaniem człowieka z Bogiem, a Boga z człowiekiem. Mówiliśmy o tym, że jest relacją, w której są dwie osoby. Jest też przestrzenią, w której człowiek podarowuje coś drugiej osobie – swoje zmartwienia i radości, myśli i marzenia, wdzięczność, a czasem złość, a Bóg bierze to w swoje ręce, naprawia, przebacza. Ponadto Święty Ignacy z Loyoli zostawił reguły rozeznawania, które bardzo pomagają w rozpoznawaniu, nazywaniu i sprawdzaniu naszych poruszeń duchowych.
- Czy sakramenty też są ważne w rozeznawaniu? Bycie w stanie łaski uświęcającej chroni nas przed złem?
Gdy w trakcie Eucharystii kapłan wypowiada modlitwę przeistoczenia nad chlebem i winem, dokonuje się działanie niewidzialnej łaski, bo ten chleb i wino przemieniają się w ciało i krew Chrystusa i gdy kapłan je unosi, to jest już ciało i krew Chrystusa. Gołym okiem tego nie widać. Sakramenty ustanowione są przez Chrystusa i są najdoskonalszą i realną przestrzenią spotkania się z Nim samym. Nie są niczyim wymysłem, ale stworzył je sam Bóg po to, abyśmy mogli się z Nim spotkać. Dlatego Kościół tak pielęgnuje sakramenty i widzi w nich wielką wartość. W Eucharystii to przecież sam Bóg. Dlatego odpowiadając na pytanie: tak, sakramenty i życie sakramentalne są podstawą rozeznawania i podejmowania wyborów. Chrześcijanin nie może chcieć rozeznawać bez Boga, coś takiego w ogóle nie istnieje. To tak, jakby chcieć opowiadać o kolorach ściany w mieszkaniu, w którym się nigdy nie było, a dodatkowo jest się osobą niewidomą. To jest niemożliwe, chyba że się fantazjuje i wymyśla, ale to już nie zawsze jest zgodne z rzeczywistością. Tak samo w rozeznawaniu – potrzebuję kontaktu, bliskości Boga, aby otworzył mi oczy i poprowadził tą właściwą drogą. Ta bliskość realnie jest w sakramentach. Sakrament także chroni. Tak, jakbyśmy byli odgrodzeni od zła niewidzialną szybą. Co nie znaczy, że już nie grzeszymy. Bóg obecny w nas dzięki sakramentowi Eucharystii nigdy nie zabiera nam wolności. To znaczy, że zaraz po wyjściu z kościoła mogę zgrzeszyć. Bóg poprzez swoją obecność udzieli potrzebnych łask, jeśli będę chciał uniknąć grzechu lub rozpocząć walkę z nałogiem, ale mnie do niczego nie przymusi.
Sakramenty to nie jest prywatne dzieło człowieka. Kiedy klękam do modlitwy, to klękam prywatnie jako Krzysztof Kralka. Jeśli odprawiam Eucharystię, to nie odprawiam jej jako ksiądz, ale prowadzi ją Kościół i sam Chrystus. Ja tylko działam in persona Christi w Jego imieniu i jak Chrystus. Tak robi każdy kapłan – działa jako drugi Chrystus.
Podobnie jest w konfesjonale – kapłan udziela rozgrzeszenia, ale tak naprawdę to sam Jezus rozgrzesza. Sakramenty są zupełnie inną jakościowo relacją z Bogiem. Oczywiście – to pozwala nam mężnie wyznawać wiarę.
za: kosciol.wiara.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz