wtorek, 12 lipca 2016

Ja patrzę na Niego, On patrzy na mnie.

Kontemplacja eucharystyczna.

Co oznacza konkretnie kontemplacja eucharystyczna? Sama w sobie kontemplacja nie jest niczym innym jak umiejętnością albo darem nawiązania serdecznego kontaktu z Jezusem obecnym rzeczywiście w Hostii i przez Niego wzniesieniem się do Ojca w Duchu Świętym. To wszystko dokonuje się w możliwie największym milczeniu, zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Milczenie jest umiłowanym oblubieńcem kontemplacji i strzeże jej, jak św. Józef strzegł Maryi. Kontemplować to intuicyjnie skupiać się na rzeczywistości Bożej (którą może być sam Bóg, jakiś Jego przymiot albo tajemnica życia Jezusa) i radować się jej obecnością. W medytacji przeważa poszukiwanie prawdy, w kontemplacji natomiast radowanie się Prawdą odnalezioną (tutaj „Prawda" pisana jest dużą literą, ponieważ kontemplacja zmierza zawsze do osoby, do wszystkiego, a nie tylko do części).


Wielcy mistrzowie duchowi określali kontemplację jako; „Spojrzenie wolne, przenikające i nieruchome” (Hugo od św. Wiktora) albo jako „uczuciowe spojrzenie na Boga” (św. Bonawentura). Oddawał się więc wspaniałej kontemplacji eucharystycznej ów wieśniak z parafii w Ars, który godziny całe spędzał nieruchomy w kościele ze wzrokiem utkwionym w tabernakulum, a który pytany przez Świętego Proboszcza, co robi przez cały dzień, odpowiedział: „Nic, ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. To pokazuje nam, że kontemplacja chrześcijańska nigdy nie jest jednokierunkowa, ani nie jest skierowana ku nicości (jak to bywa w pewnych religiach wschodnich, a zwłaszcza w buddyzmie). Są tutaj zawsze dwa spojrzenia, które się spotykają; nasze spojrzenie na Boga i Boże spojrzenie na nas. Jeśli czasem nasze spojrzenie obniża się i słabnie, to jednak nigdy nie słabnie Boże spojrzenie. Kontemplacja eucharystyczna sprowadza się niekiedy po prostu do towarzyszenia Jezusowi, do pozostawania w zasięgu Jego spojrzenia, dając także Jemu radość kontemplowania nas, bo chociaż stworzenia nic nie znaczące i grzeszne, to jednak jesteśmy owocem Jego Męki, tymi, za których On oddał życie. „ On patrzy na mnie!”

Kontemplacji eucharystycznej nie przeszkadza więc sama z siebie oschłość, której czasem się doświadcza, niezależnie od tego, czy jest ona spowodowana naszym rozproszeniem, czy też jest dopuszczona przez Boga dla naszego oczyszczenia. Wystarczy nadać jej sens, rezygnując z własnego zadowolenia, które daje gorliwość aby uczynić Jego szczęśliwym i mówić, jak mawiał Karol de Foucauld: „Twoje szczęście, Jezu, mi wystarczy!” A więc wystarczy mi, że Ty jesteś szczęśliwy. Jezus ma do dyspozycji wieczność, aby uczynić nas szczęśliwymi; my zaś mamy tylko ten krótki czas, aby Jego uszczęśliwiać. Jak można pozwolić sobie na stratę tej okazji, która nigdy już nie wróci w wieczności? Czasami nasza adoracja eucharystyczna może się wydawać zwykłą stratą czasu, patrzeniem bez widzenia; tymczasem jaka moc i jakie świadectwo wiary w niej się zawierają! Jezus wie, że moglibyśmy sobie pójść i robić wiele innych rzeczy, które mogłyby nam dać o wiele więcej zadowolenia, gdy tymczasem pozostajemy trawiąc nasz czas. Kiedy nie potrafimy modlić się duszą, zawsze możemy się modlić naszym ciałem, a w tym wypadku modlimy się ciałem (chociaż dusza nie jest wcale nieobecna).

Kontemplując Jezusa w Sakramencie Ołtarza, realizujemy proroctwo, które się spełniło w chwili śmierci Jezusa na Krzyżu: „Będą patrzeć na Tego, którego przebodli” (J 16, 37). Więcej, ta kontemplacja jest proroctwem, ponieważ wyprzedza to, co będziemy robić na zawsze w Jeruzalem niebieskim. Jest to najbardziej eschatologiczna i profetyczna czynność, którą można w Kościele spełniać. Na końcu nie będzie się już składać w ofierze Baranka, ani spożywać Jego Ciała. Ustanie więc konsekracja i komunia, ale nie skończy się kontemplacja Baranka ofiarowanego za nas. To jest rzeczywiście to, co święci czynią w Niebie (por. Ap 5, 1nn). Gdy znajdujemy się przed Tabernakulum, tworzymy już jeden chór z Kościołem niebieskim: oni znajdują się przed Ołtarzem, my zaś, żeby tak powiedzieć, z tyłu Ołtarza; oni już w wizji, my zaś jeszcze w wierze.

W Księdze Wyjścia czytamy, że „gdy Mojżesz zstępował z Góry Synaj... nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem” (Wj 34, 29). Mojżesz nie wiedział i my też może nie będziemy tego wiedzieli (i dobrze, że tak jest); może się jednak stać, że gdy będziemy wracać do naszych bliźnich po adoracji, ktoś z nich na naszym obliczu zobaczy, że jest promieniujące, ponieważ kontemplowaliśmy Pana. Będzie to dar najpiękniejszy, jakim możemy ich obdarzyć.

o. Raniero Cantalamessa



Całość znajduje się w:
Eucharystia nasze uświęcenie. Tajemnica Wieczerzy Pańskiej.
Raniero Cantalamessa OFMCap
Warszawa 1994, s. 87-89.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz